„Leo, why?”. To hasło pamięta każdy kibic reprezentacji Polski
Reprezentacja Polski szykuje się do startu mistrzostw Europy. W porównaniu z poprzednimi edycjami, tym razem do samego końca musiała drżeć o awans. Konieczne były baraże zakończone triumfem po rzutach karnych z Walią. Po nich Michał Probierz i spółka mogli rozpocząć przygotowania do imprezy piłkarskiej roku.
Holender za sterami polskiej piłki
Szesnaście lat temu podobny entuzjazm towarzyszył kadrze prowadzonej przez Leo Beenhakkera. Holender był powiewem świeżości w polskim futbolu. Miał już jednak olbrzymie doświadczenie. Urodzony w 1942 roku w Rotterdamie szkoleniowiec nie odniósł sukcesu jako piłkarz. Szybko jednak przeszedł do pracy trenerskiej. Przez lata budował swoją renomę jako szkoleniowiec klubów tamtejszej ekstraklasy. Dużą renomę zrobiły mu sukcesy na przełomie lat 70. i 80. z Ajaksem Amsterdam. Później pracował także w Realu Madryt czy Feyenoordzie Rotterdam. Był dwukrotnie trenerem reprezentacji Holandii, a także asystował słynnemu Rinusowi Michelsowi, twórcy tzw. „futbolu totalnego”.
Bezpośrednio przed Polską Beenhakker pracował z kadrą Trynidadu i Tobago. Choć tamtejsza kadra uchodzi ze egzotyczną, to Holender doprowadził ją do wielkiego sukcesu, jakim była kwalifikacja na mistrzostwa świata 2006. Samego niemieckiego turnieju piłkarze nie podbili (tylko jeden punkt). Niemniej po Holendra ustawiła się kolejka chętnych. W walce o jego usługi zwyciężyli Polacy szukający następcy Pawła Janasa.
Polska kadra podbiła serca kibiców
Beenhakker nie chciał tylko prowadzić kadry. Angażował się w ogólny rozwój polskiego futbolu, do którego miał sporo zastrzeżeń. Czasami zawodnikowi mającemu ponad 20 lat muszę pokazywać rzeczy, które na świecie rozumieją 12-latkowie„ – mówił (cytat z książki „Polska Myśl Szkoleniowa”). Udało mu się jednak osiągnąć z kadrą wielką rzecz.
W eliminacjach Euro 2008 Polska trafiła do grupy z Portugalią, Serbią, Finlandią czy Belgią. Na „dzień dobry” otrzymał kubeł zimnej wody, bowiem Finowie pokonali jego zespół w Bydgoszczy 3:1. Było to zarazem jedno z ostatnich spotkań Jerzego Dudka w bramce kadry. Przełom nastąpił jednak dość szybko. Data 11 października 2006 roku przeszła do historii reprezentacji. Na Stadionie Śląskim przy 40 tysiącach kibiców Biało-Czerwoni pokonali faworyta grupy, ówczesnych wicemistrzów Europy, Portugalczyków. Obie bramki zdobył jeden z ważnych zawodników w talii Holendra, Euzebiusz Smolarek. Kilka dni później Polacy wygrali także z Belgią. Bramkę po świetnym rajdzie zanotował Radosław Matusiak. Piłkarz był jednym z odkryć Beenhakkera.
Polacy trzymali poziom, choć porażkę 0:1 z Armenią upatrywano w ramach sporej wpadki. Pomocny okazał się jednak remis z Portugalią oraz wygrana z Belgią, które finalnie zapewniły awans na Euro 2008 i to z pierwszego miejsca. Beenhakker w tamtym momencie stał się wielką gwiazdą. Pojawiał się na ekranach telewizorów, występując w reklamach. Było to o tyle istotne, że jego sowity kontrakt był w połowie opłacany przez Kompanię Piwowarską.
Rozczarowanie na Euro 2008
Holender przez większość kadencji miał nie po drodze z wieloma osobami w polskim związku. Jednym z jego największych wrogów był Antoni Piechniczek. Polak na późniejszym etapie pracy Holendra często krytykował Beenhakkera, któremu co jakiś czas tłumaczono wypowiedzi. Związek chciał mieć duży wpływ na losy kadry, a to jemu się nie podobało. Niemniej jeszcze przed Euro 2008 przedłużono jego umowę.
Same mistrzostwa kontynentu w Austrii i Szwajcarii były sporym rozczarowaniem. Polska ugrała tylko punkt w grupie z Niemcami, Austrią i Chorwacją, kończąc finalnie zmagania na ostatnim miejscu. Holender miał jednak ważny kontrakt, więc związkowi nie na rękę było rozstanie.
„Leo, why?”
Polacy mieli stosunkowo korzystną grupę w kwalifikacjach do mistrzostw świata 2010. Najgroźniejszym rywalem wydawali się Czesi, losowani z pierwszego koszyka. Po awansie na poprzedni mundial oraz mistrzostwa Europy, a także sukcesie bohatera tekstu z Trynidadem i Tobago logicznym stawało się oczekiwania kwalifikacji na MŚ 2010. Tymczasem w kadrze coraz mocniej zgrzytało. Beenhakker miał coraz więcej trudności z nawiązaniem dobrych relacji z PZPN-em. Nie pomogło mu przyjęcie oferty pracy w Feyenoordzie jako konsultant techniczny. Szkoleniowiec zrobił to wbrew woli federacji. Warto przypomnieć, że przychodził do kadry jeszcze za kadencji Michała Listkiewicza na stanowisku prezesa. Później wybory wygrał Grzegorz Lato, który — jak pokazał czas — nie miał dużej sympatii do zagranicznego specjalisty.
Początkowo eliminacje MŚ przebiegały znośnie. Co prawda Polacy zremisowali ze Słowenią i wygrali tylko 2:0 z San Marino, lecz później pokonali Czechów, co stanowiło pozytywny impuls. Im dalej w las tym było gorzej. Biało-Czerwoni przegrali ze Słowacją, a także z Irlandią Północną. To właśnie wtedy doszło do nieporozumienia na linii Michał Żewłakow – Artur Boruc, przez co ten pierwszy wpisał się na listę strzelców rywali.
PZPN czekał na pretekst do zwolnienia Beenhakkera. Wielu osobom nie podobało się to, co Holender mówi o polskim futbolu, uważając go za zarozumiałego. Przytaczano słynne pytanie „Leo, why?”, na które w reklamie szkoleniowiec odpowiedział: „for money”. Po dotkliwej porażce 0:3 ze Słowenią w Mariborze miarka się przebrała. Grzegorz Lato w pomeczowej rozmowie w telewizji ogłosił zwolnienie Holendra. Ten nie wiedział jeszcze o tej decyzji. Pierwsi przed nim byli dziennikarze.
– To był ostatni mecz trenera Beenhakkera. Trzeba mu podziękować za pracę z polską reprezentacją – powiedział Lato dla nSport. – Coś się wypaliło. Nowa miotła może lepiej pozamiata. Po meczu byłem w szatni, ale tylko po to, by podziękować za walkę. Nie poinformowałem o swojej decyzji trenera Beenhakkera, nie chciałem tego robić przy wszystkich, ale myślę, że on to czuje – dodał ówczesny prezes PZPN.
Po gorącej reakcji Lato pozostał przy swojej opinii. Starcie ze Słowenią było ostatnim, w jakim polską kadrę poprowadził Beenhakker. Jego tymczasowy następca Stefan Majewski nie uchronił kadry przed kompromitacją. Eliminacje w teoretycznie korzystniej grupie Biało-Czerwoni zakończyli na przedostatnim miejscu, wyprzedzając jedynie San Marino.
Michał Probierz pójdzie śladami Leo Beenhakkera podczas Euro 2024?
Za kadencji Beenhakkera Polska rozegrała 47 spotkań. Wygrała 22, zremisowała, a 12 przegrała. Po zakończeniu współpracy Holender odsunął się od pracy szkoleniowiec, pełniąc funkcje doradcze między innymi w Holandii, na Węgrzech czy w dobrze mu znanej kadrze Trynidadu i Tobago. Nikt jednak nie odbierze mu zasług dla Biało-Czerwonych. To on jako pierwszy wprowadził Polaków na Euro. Od 2008 roku nasza kadra pojawia się na każdym czempionacie Starego Kontynentu. Nie inaczej będzie w tym roku w Niemczech.